Nauki Mahamudry mówią, że wszystko jest fantastyczne po prostu dlatego, że może się wydarzyć. Lecz z drugiej strony gdy ludzie zabijają się nawzajem, to nie jest to fantastyczne, prawda?

Odpowiedź Lamy Ole:

Możemy na to spojrzeć na dwa sposoby. Kiedy widzimy, jak ludzie źle się nawzajem traktują, jest to nieprzyjemne i myślimy wtedy: „Dlaczego tak postępują? W przyszłym życiu zamienią się rolami i znów będą tak samo ze sobą postępować? Dlaczego więc, dlaczego?”

Można jednak przyjrzeć się temu także z absolutnej perspektywy – zarówno ofiara, jak i sprawca mają naturę buddy i w którymś momencie ją urzeczywistnią. Na przykład, gdyby ktoś tu przyszedł i porozrzucał odbezpieczone granaty, to z pewnością nie spodobałoby nam się, że przeróżne elementy naszego cennego ciała poszybowały we wszystkie strony. Jedneocześnie trajektoria lotu każdego kawałka ciała, metalu i kości zdeterminowana byłaby przez wyższą, matematyczną mądrość. Musimy uwolnić się od przywiązania do ciała, w przeciwnym razie nigdy nie zrozumiemy najwyższego poglądu. 

Budda otwiera przed nami oba poziomy zrozumienia jednocześnie – o to właśnie chodzi. Jeśli zapanujemy nad oboma, będziemy mogli pod koniec życia powiedzieć to samo, co rzymski cesarz Oktawian August: „Jeżeli dobrze odegrałem swoją rolę, proszę o oklaski”. Po prostu robimy w życiu, co w naszej mocy i w chwili śmierci wiemy, że możemy wszystko odpuścić, bo tak naprawdę wszystko jest tylko snem. Chociaż potrzebujemy medytacji, żeby naprawdę to zrozumieć, to samo już intelektualne zrozumienie tej prawdy na początku ścieżki jest również bardzo pomocne. 

Jak radzić sobie z gniewem na Diamentowej Drodze?

Odpowiedź Lamy Ole:

Wiele osób ma trudności z gniewem i innymi przeszkadzającymi emocjami. Istnieją trzy podstawowe rodzaje ludzi: głównie pomieszani, głównie gniewni i głównie chciwi. Można pracować z nimi na trzech różnych poziomach.

W przypadku gniewu możemy na zewnętrznym poziomie spróbować przekształcić go we współczucie – na przykład życzyć innym szczęścia. Szczególnie gdy widzimy, że doświadczają wielu rzeczy, które przysparzają im trudności. Na wewnętrznym poziomie działamy medytując. W tym przypadku dobrze jest poświęcać dużo czasu na fazę budowania; a fazę stopienia – w której Budda rozpuszcza się w światło i łączy się z nami – robimy bardzo krótką. Na trzecim poziomie Diamentowej Drogi (Mahamudry dla nas, a Maha Ati dla Nigmapów) nie wkładamy w przeszkadzającą emocję żadnej energii. „Wpuszczamy” do umysłu gniew, tak jakbyśmy wpuszczali złodzieja do pustego domu: może biegać, sprawdzać szuflady, szukać czegoś pod dywanem, ale znajdzie nigdzie niczego, co mógłby ukraść. Po prostu nie inwestujemy w gniew energii – wtedy nieprędko powróci.

Możemy też uświadomić sobie przemijalność wszystkich zjawisk. Jeśli przyjrzymy się przyczynom i skutkom gniewu, zobaczymy, że znoszenie go w milczeniu albo uzewnętrznianie go nie pomaga nam lepiej sobie z nim poradzić. Powinniśmy działać dopiero wtedy, kiedy już nie będziemy czuli złości. Gniew jest pełen pomieszania – pod jego wpływem popełniamy wiele błędów. Przypominamy kogoś pijanego: mamy przekrwione oczy, mówimy dziwne rzeczy i niszczymy przedmioty. Nie jesteśmy w stanie prowadzić przytomnie samochodu, możemy się łatwo zranić. Zatrucie adrenaliną działa dokładnie tak samo. Bez gniewu funkcjonujemy o wiele lepiej w każdej sytuacji i lepiej potrafimy zrozumieć, co nam się przydarza.

Musicie wiedzieć, że gniew nie jest naszym przyjacielem. Może nas rozgrzewać, ale przypomina palenie w piecu banknotami, zamiast kupić za nie drewno czy węgiel. Gniew bardzo szybko wypala dobre wrażenia, które zgromadziliśmy w umyśle. Niszczy całą radość, która mogłaby prowadzić do dalszego rozwoju. Gdy tylko rozpoznamy go jako wroga, musimy go schwytać i pokonać.

Gniew jest prawdziwą słabością. Daje nam zauważalne poczucie siły, lecz w rzeczywistości rani. Gdy będziemy tego pewni, gdy naprawdę zrozumiemy, że nie jest naszym przyjacielem, że nie pomaga w niczym, wówczas będziemy mogli usunąć to uczucie. Można w tym przypadku zastosować trzy metody:

  1. Dawać tygrysowi mniej jedzenia, żeby nie był zbyt silny. Trzeba wiedzieć, że gniew żywi się energią, którą go sami karmimy. Uważajcie na sytuacje, w których wpadacie w tę pułapkę.
  2. Dokładnie sprawdzać, jak funkcjonuje tygrys, jak spaceruje z miejsca na miejsce pokazując zęby i groźnie przewracając oczami. Obserwujcie, jak działa ta emocja.
  3. Dosiadać tygrysa. Gdy znacie go już dobrze, użyjcie jego mocy jako surowca do wszystkich zadań, które macie właśnie do wykonania.

Na tym pierwszym poziomie chodzi o „unikanie” problemu.

Dopóki nie czujemy się dość silni, powinniśmy unikać bliskiego kontaktu z uczuciami, nad którymi nie mamy żadnej kontroli. To lepsze niż ośmieszanie się w towarzystwie przyjaciół i niszczenie relacji z nimi. Nie jest tchórzostwem unikanie kłopotów, gdy wiemy, w jakich sytuacjach się złościmy. Lepiej jest wyjść wtedy na spacer – to o wiele dla wszystkich zdrowsze. Zazwyczaj nie jest łatwo unikać gniewu, ponieważ złościmy się na innych tak naprawdę dlatego, że sami mamy z nim trudności. Jeśli nie „nosimy” go w sobie, nic go nie wyzwoli – ale jeżeli tkwi w nas samych, może być w każdej chwili uaktywniony. Żeby nie musieć ciągle z nim walczyć, potrzeba wewnętrznego dystansu. Dzięki temu stajemy się silniejsi i skuteczniej pracujemy z gniewem na drugim poziomie.

Ten drugi sposób związany jest z rozwinięciem współczucia.

Jeśli ciągle wikłamy się w sytuacje, które wyprowadzają nas z równowagi, można nauczyć się przekształcać gniew we współczucie.

Żeby uzyskać więcej wewnętrznego dystansu, powiedzmy sobie wyraźnie: „Gniewu nie było tu wcześniej, nie będzie go później, ale jeśli pozwolę mu teraz wodzić się za nos, to spowoduje tylko cierpienie”. W ten sposób dostrzegamy podobną do snu naturę wydarzeń. Obserwujemy poszczególne sekwencje danej sytuacji, tak jakby były klatkami filmu – można to nazwać „techniką salami”. Dzięki niej zadziałacie swobodnie i skutecznie nawet w warunkach, w których nawykowo stalibyście się sztywni lub zrobilibyście coś nielogicznego. Na przykład gdy ktoś podchodzi do nas z nożem lub atakuje nas w słowach, a my chcemy przekształcić swój gniew we współczucie, myślimy: „Ludzie mają wiele trudności; dlatego atakują mnie, ponieważ mają problemy, z którymi sobie nie radzą. Ja w dodatku spędzam z nimi teraz tylko kilka minut, a oni muszą znosić sami siebie przez całe życie, 24 godziny na dobę. To dopiero jest sytuacja nie do pozazdroszczenia”.

Trzeci sposób oznacza przekształcanie gniewu w mądrość podobną zwierciadłu.

Na tym poziomie nie reagujemy na gniew, kiedy przychodzi. Po prostu obserwujemy, jak pojawia się w przestrzeni umysłu i jak się w niej z powrotem rozpuszcza. Być może myślimy przez chwilę o tym, żeby rzucić w kogoś kubkiem z kawą, ale nie robimy tego. Zamiast tego po prostu siedzimy jak pień drzewa – tak wyrażają to Tybetańczycy. Zauważamy tylko, że wszystkie przeszkadzające uczucia przychodzą, zmieniają się i odchodzą. Jesteśmy tego świadomi, ale nikogo z tego powodu nie bijemy, na nikogo nie krzyczymy ani nie sięgamy po broń. Po prostu obserwujemy przemijanie szkodliwych emocji.

Dzięki takiej postawie będą one coraz rzadziej i rzadziej przyciągały naszą uwagę. Aż pewnego dnia po prostu pozostaną za nami. Trzeba patrzeć na gniew jak na kiepski program w telewizji: nie musimy go brać na poważnie ani nawet oglądać. Emocja znika jak fale na oceanie, które przychodzą i odchodzą. A gdy taka fala wraca do umysłu, wygląda już inaczej – jest czymś innym. Nagle gniew okazuje się przeżyciem całkowitej przejrzystości, oznacza prawdziwy wgląd i całkowite zrozumienie. Takie ponadosobiste, całkowicie przejrzyste i podobne zwierciadłu doświadczenia umysłu będą coraz głębsze, aż wreszcie przekształcą się w niewzruszoną, stabilną mądrość.

Na tym polega właściwa transformacja gniewu: jej efekt to „mądrość podobna zwierciadłu”. Doświadczy jej każdy, kto pozwala przeszkadzającym emocjom rozpuścić się z powrotem w przestrzeń. To wywołuje efekt domina: przekształcony gniew pociąga za sobą przekształcenie dumy, przywiązania, zazdrości i na końcu nawet niewiedzy. Wtedy wszystko staje się mądrością. 

Kolejny krok na tej ścieżce to nauczyć się wykorzystywać energię.

Gdy już złagodziliśmy przeszkadzające uczucia przy pomocy stusylabowej mantry lub dzięki rozwinięciu współczucia, będziemy potrafili panować nad swoim umysłem; nie będziemy na przykład zmuszeni w niekontrolowany sposób wybuchać gniewem. Wtedy w chwilę po przejściu największej fali tego uczucia – kiedy niesie ona jeszcze wiele energii, ale nie jest już w stanie popchnąć nas w stronę szkodliwych działań – będziemy mogli „zaprząc ją” do pożytecznych działań, które i tak mamy właśnie do wykonania. Kiedy rozpoznamy nasz gniew, dumę czy zazdrość, idziemy umyć samochód, przekopać ogródek albo odpowiedzieć na trzydzieści telefonów i pięćdziesiąt listów. 

Nie ma sensu dramatyczne zachowanie, na przykład wyładowując przeszkadzającą emocję przez uderzanie w poduszkę i wyobrażanie sobie, że to osoba, na którą jesteśmy rozzłoszczeni. Umysł działa nawykowo – staje się dokładnie tym, co mu zaaplikujemy. Jeśli odegramy jakiś emocjonalny teatrzyk, to zobaczymy, że następnym razem ta czy inna emocja powróci ze zdwojoną mocą, żeby wziąć w nim znów udział. Po jakimś czasie wszyscy nasi przyjaciele gdzieś znikną, bo nikt nie lubi gniewnych ludzi. Gniew tworzy złe wibracje – nie dodawajcie mu więc mocy, nie myślcie o nim.  Raczej zepchnijcie go w kąt, gdzie umrze sam z siebie, a w zamian zróbcie coś pożytecznego!

Przeszkadzające emocje są jak chmury, które przepływają, uciekając przed słońcem. Jeśli potraktujemy je jak fale, które przychodzą i odchodzą, nie będziemy musieli traktować ich tak poważnie. Z drugiej strony zyskamy także umiejętność pozytywnego wykorzystywania związanej z nimi energii. Tak naprawdę nasz buddyjski pogląd na przeszkadzające emocje bardzo się różni od powiązanych z tym przekonań w innych religiach. W Diamentowej Drodze uważamy wszystkie przeszkadzające uczucia za surowiec pomagający nam w osiągnięciu oświecenia.