Jak powinniśmy reagować, kiedy ktoś inny zachowuje się nieznośnie?

Odpowiedź Lamy Ole:

Po pierwsze należy sprawdzić czy to nasz problem, czy tej osoby. Jeżeli chodzi o nas, najwyższym sędzią jest mechanizm przyczyny i skutku. Jako buddyści nie musimy w nic ingerować w imię moralności. Ludzie robią rzeczy negatywne z powodu głupoty i sami będą z tego powodu cierpieć. 

Jeżeli jednak ktoś czuje się odpowiedzialny za sytuację i ma związek z osobą stwarzającą problemy, wtedy dobrze jest coś zrobić. Można powiedzieć: „Hej, głupku, czy widzisz, co ty wyrabiasz?”. Nie powinno w tym jednak być gniewu. Jeśli działaniu towarzyszy złość, zawsze potem wygląda to głupio. Ludzie traktują to osobiście i postępując w ten sposób niszczymy nasze dobre związki z nimi. 

Dobrze jest powstrzymać kogoś, kto robi coś negatywnego, ale jeśli wiążą się z tym przeszkadzające emocje, lepiej powstrzymać się od dzialania i obserwować całą sytuację. Generalnie, lepiej jest udzielić komuś rady, niż powiedzieć mu wprost, że czegoś nie powinien robić, ponieważ jeśli ta osoba dalej robi to samo, zniszczy to nasz związek i nie będziemy mogli pomóc jej w przyszłości. 

Z czasem nauczysz się radzić sobie z takimi sytuacjami. Całkowicie uwolnisz się od moralizowania i zrozumiesz, że chodzi jedynie o jak największe ludzkie szczęście – o przynoszenie innym jak najwięcej pożytku i dostrzeganie, że każdy jest na tyle dobry, na ile może być. 

Nie osądzasz, raczej starasz się zobaczyć, czy jakieś zachowanie pasuje do sytuacji. I wtedy często trzeba wbić kilka wykrzywionych gwoździ w deskę, która też jest krzywa. Takie po prostu jest życie. Zajmujesz się rzeczami tak, by przynosiło to jak najmniej cierpienia, a wszyscy – jeśli to możliwe – mogli uczyć się z tego, co się wydarza. Wszystko jest sztuką możliwości, oznacza to podążanie naprzód wraz z biegiem wydarzeń i otwartość na wszystkie możliwości.

Przypomina to wielką partię gry w karty, jakiegoś „super brydża”. Przez cały czas trzymasz w rękawie połowę kart. Widzisz, w co grają inni, sprawdzasz to i reagujesz, ale sensem gry jest to, żeby inni wygrali. Tak wygląda specjalna gra lamów: inni powinni wygrywać. I najlepiej gdy myślą, że sami na to wszystko wpadli. W przeciwnym razie łatwo staną się dumni lub gniewni. 

Mamy dostrzegać w ludziach to, co najlepsze. A jeśli naprawdę stwarzają problemy?

Odpowiedź Lamy Ole:

Należy myśleć, że są buddami, którzy sami jeszcze o tym nie wiedzą. Potem możesz ich pochwycić i skarcić, żeby łatwiej doszli do miejsca, w którym rozpoznają swoją naturę buddy. Gdyby ludzie nie mieli natury buddy, nie byłoby powodu, żeby z nimi pracować. Pomimo tego, nawet gdy nauczyciel ma w klasie trzydziestu małych geniuszów, to i tak musi trochę ich przycisnąć i powiedzieć: „Siedź na krześle! Przestań obgryzać ołówek! Nie ciągnij jej za włosy!” i temu podobne. Ma to jednak znaczenie, ponieważ dostrzegasz, że ten ktoś może się zmienić.  

Z jednej strony trzeba mieć oko na poziom relatywny, bo nie będziesz wiedzieć, co należy zrobić. Z drugiej natomiast, jeżeli nie dostrzegasz jednocześnie poziomu absolutnego, wyższego od relatywnego, będziesz popełniać błędy. 

Jeśli ktoś stale stwarza problemy i wydaje nam się, że trzeba interweniować, jak najlepiej jest to zrobić?

Odpowiedź Lamy Ole:

W takich sytuacjach stykamy się z dwoma rodzajami ludzi: z tymi, którzy wiedzą, że mają problem i są gotowi się zmienić, oraz z tymi, których trzeba przekonać, że mają problem i powinni się zmienić. Jeśli ktoś już się zorientował, że ma trudny charakter i niezbyt dobrze sobie radzi, to można z nim pracować. Mamy wobec takiej osoby odpowiedzialność i pomagamy jej trzymać się z dala od trudnych sytuacji. 

To właśnie radzę, gdy ktoś przychodzi do mnie z problemem dotyczącym związku i mówi: „Ciągle daję, a tak mało dostaję w zamian”. Zazwyczaj są to kobiety. Wtedy mówię: „Wspaniale jest móc dawać. Ale czy on wie, co dostaje i czy też chce dawać?” Jeśli tak, to nie ma znaczenia jak bardzo zamknięty jest ten chłopak – jeśli przez odpowiednio długi czas będzie dostawał dobre rzeczy, w końcu sam zacznie dawać – bo będzie pełen dobrych wrażeń. Jeżeli pracujemy z kimś otwartym, jest to łatwe. 

Jeżeli jednak pracujesz z osobą, która utrudnia życie innym, ale nie przyznaje się do tego nawet przed samą sobą, powstrzymaj ją – niech zobaczy, że świat nie godzi się na jej jazdy. Jeżeli taki ktoś nabierze rozumu i będzie chciał się czegoś nauczyć, można mu pomóc. A jeśli nie chce nic zrozumieć, a jego ego raz po raz się ujawnia i stwarza problemy, zostaw go na jakiś czas w spokoju. Omijaj go i chroń przed nim innych aż do momentu, w którym odkryje, że wcześniej było lepiej – że może ego nie jest warte tylu zniszczeń.  Wtedy będzie gotowy się uczyć. 

Jeśli nie wpadniesz w gniew, to przyjęta przez ciebie metoda będzie właściwa. Gdy twoje nastawienie będzie dobre, to cokolwiek się wydarzy będzie karmą innych. Wtedy ich dobrą karmą będzie spotkanie z tobą, gdy mają dobry dzień, a złą karmą – spotkanie ciebie w złym dniu. Jeśli ktoś zawsze robi to, co może najlepszego, nie będzie miał trudności. 

Czy powinniśmy interweniować będąc świadkami bójki?

Odpowiedź Lamy Ole:

Zależy ilu ich jest, jak poważna jest sytuacja i co sami możemy zrobić. W przypadku bójki w żadnym razie nie powinniśmy osądzać, kto jest dobry, a kto zły, nawet gdy właśnie dwóch brutali ucieka z torebką staruszki. Oczywiście trzeba próbować ich zatrzymać i oddać jej torebkę; błędem byłaby jednak jednostrona ocena tej sytuacji, ponieważ staruszka z pewnością kiedyś zrobiła coś nieprzyjemnego tym ludziom: wszystko jest przyczyną i skutkiem.

Możemy starać się uspokoić sytuację i jeśli to możliwe zastosować swoje umiejętności. Warto jest zadać sobie pytania – czy bijący się są pijani, czy są w tej samej kategorii wagowej, czy któryś z nich ma nóż?

Jeżeli jeden z nich jest wyraźnie słabszy, a drugi wygląda brutalnie, lub jeśli mają broń, należy jak najszybciej zadzwonić po policję. Płacimy podatki, więc powinna zadziałać. Jeśli ktoś jest dość silny, może sam rozdzielić uczestników bójki i docisnąć ich parę razy do ściany, aż się uspokoją. Jeżeli nie wpadniemy w gniew, tacy ludzie stopnieją nam w rękach jak wosk. Będziecie zdumieni – gdy uda wam się działać bez gniewu, nawet największy twardziel zmięknie. Wie, że pojawiła się większa moc i idzie do domu. Interweniując pomaga się nie tylko temu słabszemu – ten silniejszy też nie będzie szczęśliwy, jeśli go pobije.

Przy okazji: kobieta zawsze może stanąć z boku i krzyczeć naprawdę głośno. Jest to zadziwiająco skuteczne.

Jak możemy pomóc przyjacielowi, który wpakował się w duże kłopoty? Nie jest świadomy tego, co robi i odrzuca wszelkie dobre rady.

Odpowiedź Lamy Ole:

Można z tym pracować w sposób bezpośredni lub pośredni. Można powiedzieć komuś wprost: „Słuchaj, czy ty wiesz, co sobie robisz?”. Po prostu jak najwyraźniej przedstawiamy swoje podejście do tego. Poza tym kierujemy życzenia do buddów i mówimy: „Proszę, zanim ten człowiek zmarnuje cały swój życiowy kapitał, wymierzcie mu porządny prawy prosty, szybki i mocny, żeby zrozumiał, że to był zły  pomysł i mógł się z tego wykaraskać”. W takich sytuacjach bardzo pomocna jest Tara, żeński aspekt oświecenia – pomaga po matczynemu. Mahakala może okazać się zbyt ostry, ale z jego pomocy też można skorzystać.

Wysyłałbym życzenia, żeby taki ktoś wpadł szybko w kłopoty, po to, żeby równie szybko mógł przestać je stwarzać, zamiast się męczyć przez długi czas. Im dłużej będzie robić to samo, tym więcej straci sił i zabrnie w coraz większe problemy. Jeżeli ktoś chce walić głową w ścianę, ważne jest, żeby ten, kto zazwyczaj podsuwał mu poduszkę, raz na jakiś czas w ostatniej chwili ją odsunął – bo ból skutecznie motywuje do myślenia.

Mój brat pracował z ludźmi na odwyku. Był dla nich bardzo twardy, chciał w nich obudzić dumę. Traktował ich naprawdę jak śmieci; zawsze im wytykał, w jakiej są sytuacji i mówił: „No i zobacz, kim teraz jesteś. Spójrz, co sobie zrobiłeś!” W wielu przypadkach ta metoda działała i mógł wtedy powiedzieć: „No dalej, pokaż mi teraz, jak umiesz zadziałać inaczej”. Wyciągał ich tą metodą z uzależnienia, ale to jest trudne, ponieważ złe towarzystwo jest jak miód – lepi się do palców.

Jak można pomagać bez protekcjonalizmu?

Odpowiedź Lamy Ole:

Nie rób wielkiej sprawy z własnego współczucia! Nie powtarzaj wciąż: „Oto moje współczucie” albo: “Jestem skromniejszy od ciebie!”, jak robią to niektórzy buddyści z innych szkół. Rób to, co masz przed nosem i zachowuj spokój. Działaj w momencie, w którym pojawia się współczucie. Jeśli odpuścisz, gdy tylko sprawa jest  załatwiona, zawsze będziesz mieć czyste ręce. Staniesz się wtedy jak wiatr, który po prostu wywiewa kurz przez okno; potem zamykasz okno i w pokoju znowu jest ciepło.

 Jeżeli zrobisz ze współczucia wielką sprawę, stanie się lepkie. Działaj i rób, co możesz, bo ludzie są zasadniczo dobrzy, ale gdy będzie już po wszystkim, zapomnij o temacie i dalej rób radośnie coś pożytecznego.

Opowiada o tym stara historia: dwaj mnisi z dzikiej sekty, której członkom nie wolno było zadawać się z kobietami, doszli do rzeki, którą chciała także przekroczyć pewna dziewczyna. Jeden z nich przeniósł ją na drugą stronę, postawił na brzegu i poszedł dalej. Drugi mnich pięć razy połknął własne migdałki; był całkowicie skołowany. Po trzech dniach udało mu się w końcu zapytać: „Jak mogłeś jej dotykać, przecież to była kobieta?”. A pierwszy mnich odpowiedział: „Ja ją już dawno zostawiłem na drugim brzegu, a ty nadal ją niesiesz!”.

Bezpośrednie działanie w danej chwili jest psychicznie zdrowe – przypomina rysunek na wodzie: przedtem niczego nie było; potem też nic nie ma; a w danym momencie wszystko do siebie pasuje! W takim postępowaniu nie ma niczego lepkiego – jest wolne od oczekiwań, obaw, od „wczoraj” i od „jutro”. To jest poziom Diamentowej Drogi, poziom Mahamudry.

Często nie mam pewności, czy w jakiejś sytuacji mam coś zrobić, czy raczej się w nią nie mieszać. Możesz mi coś doradzić?

Odpowiedź Lamy Ole:

To kwestia twojego charakteru. Ja sam jestem typem działania, „wskakuję” w każdą sytuację. Naturalną koleją rzeczy biorę udział we wszystkim, co dzieje się wokół mnie, w taki czy inny sposób. Kiedy chodzi o rozwój naszej linii lub jej bezpieczeństwo – czyli o rzeczy ponadosobiste – wtedy działam od razu. To moja odpowiedzialność. Karmapa mi ją powierzył i w takich sytuacjach natychmiast działam. Ale jeżeli ktoś chce przebić głową ścianę i musi się sam przekonać, że to nie działa, to trzymam się z daleka. Na poziomie osobistego rozwoju interweniuję tylko wtedy, gdy ktoś tego chce – przychodzi do mnie i mówi: „Lamo, mam problem”. Udzielam oczywiście instrukcji, ale jeżeli ludzie nie są nimi naprawdę zainteresowani i wolą robić coś innego, nie naciskam.

Dzięki temu widać, że nie jesteśmy sektą, ponieważ sekty trzymają swoich członków pod kontrolą. Jak ktoś nie pokazuje się w świątyni przez kilka tygodni, to najpierw dostaje list, po jakiś czasie telefon, a wkrótce potem zaczynają się wizyty domowe. My tego nie robimy – każdy może przychodzić i odchodzić kiedy zechce. Jeżeli się oddala, przechodzi jakiś trudny czas, a potem wraca, kiedy ponownie się otworzy, nikt nie robi z tego problemu. W naszym przypadku wszystko to działa na poziomie niezależności. Oczywiście jesteśmy przyjaciółmi i pomagamy, gdy wiemy, że ktoś choruje. Ale jeżeli potrzebuje trochę czasu bez buddyzmu, to nie biegamy za nim.

Powinniśmy wykształcić sobie instynkt rozpoznawania sytuacji, w które chcemy wchodzić. Nabieramy wyczucia czy rozgrywa się komedia, czy tragedia – coś pomocnego czy raczej szkodliwego – i odgrywamy dwie role w komedii, a tragedii pozwalamy przeminąć. W zależności od swojej funkcji i wewnętrznego nastawienia, dostrzegamy, czy trzeba podjąć drastyczne kroki, żeby chronić istoty, czy nie. Jeżeli dzieje się coś naprawdę niepokojącego, dobrze jest wkroczyć do akcji – kiedy na przykład duży facet bije staruszkę. Możesz ingerować, gdy nie ma wątpliwości, że to, co powstrzymujesz, jest złe i przyniesie trwałe, negatywne rezultaty. Zarazem jednak należy starać się nie oceniać sytuacji, bo możliwe, że ta starsza pani w poprzednim życiu pozwoliła temu człowiekowi umrzeć z głodu albo wyrządziła mu jakąś inną krzywdę.

Jeżeli taka sytuacja trwa dłużej – na przykład jest to nękanie w pracy czy inne problemy pomiędzy ludźmi – spróbuj sprawdzić, czy sam się w to wplątałeś i czy masz sztywne koncepcje z rodzaju „lubię – nie lubię”. Jeśli tak jest, zachowaj dystans, bo popełnisz błędy. Jeżeli jednak cię to nie wciągnęło, zrób to, co na dłuższą metę pomoże innym najwięcej się nauczyć. W ten sposób stajesz się dla nich lustrem i  kierujesz ich uwagę na ich własne możliwości i właściwości. Jeśli ktoś w biurze zachowuje się fatalnie, można się z nim skonfrontować, powiedzieć „Nie próbuj tego ze mną!”. Wszyscy to zauważą – on zainkasował cios, a ty w przyszłości postawisz mu się jeszcze lepiej. Możesz też poddać próbie jego moc i wykpić jego zachowania.

Każdy z nas ma wiele różnych właściwości i zdolności. Niektórzy najchętniej uspokajają wszystkich i wszystko, automatycznie tworzą wokół siebie dobrą atmosferę. Inni wciąż myślą: „Oni tak tylko siedzą i nic nie robią!” – ci wnoszą do każdej sytuacji właściwości pomnażające, wzbogacające. Stosując te dwie pierwsze aktywności trudno jest popełnić błąd, tym niemniej, kiedy uspokajasz, sprawdź czy  ludzie nie zasypiają, a kiedy pokazujesz im możliwości, nie dawaj zbyt wiele zbyt szybko.

Jeżeli twoje otoczenie już coś osiągnęło, ma nadmiar i czuje się dobrze, wtedy pojawia się przestrzeń na trzecią aktywność – fascynującą lub inspirującą. W tym przypadku ludzie się zakochują i są oczarowani; doświadczają czegoś wspaniałego i wzbogacają innych. Pracując z inspiracją nauczyciel musi być uważny, ponieważ ryzyko popadnięcia w dumę jest bardzo wysokie. Im więcej pracuje z inspiracją i bezpośrednią otwartością, tym bardziej powinien się upewniać, że wciąż potrafi zachowywać się jak każdy inny, że nie gra w żadne gry, a po zejściu z tronu i zakończenia pracy, staje się całkiem zwyczajny. Powinien sprawdzać, czy inni naprawdę mogą na niego liczyć.

Gdy potrafimy inspirować innych nie wywołując przywiązania, to znaczy, że rzeczywiście pokazujemy im lustro i mówimy: „Tak naprawdę widzisz tylko własną twarz. Dostrzegasz we mnie coś pięknego tylko dlatego, że masz to w sobie!”. Jeżeli nauczyciel jedynie pokazuje innym ich własne zdolności, w sposób nieosobisty, to może pracować z inspiracją.

Do czwartego działania dochodzi wtedy, kiedy podejmujemy drastyczne akcje i ochraniamy z pełną mocą, kiedy po prostu wiemy, że coś nie powinno już dalej trwać. To najtrudniejsza, ale też często najważniejsza funkcja – powstrzymywanie tego, co zmierza w złym kierunku. Każdy, kto ma taki ochronny instynkt, musi pilnować, żeby nie wpadać w gniew, gdy za nim podąża.

Czasami pomagamy innym, ale gdy sami potrzebujemy pomocy, nic do nas nie wraca. Co można o tym myśleć?

Odpowiedź Lamy Ole:

To kwestia stylu. Po prostu musisz zdecydować, czy jesteś w przedszkolu, czy wśród dorosłych. Jeżeli ludzie zachowują się dziecinnie, to oznacza, że są emocjonalnie niedojrzali i nie można ich traktować poważnie. Albo być może to tylko ty uważasz, że pomogłeś, tak jak te osoby, które wierzą, że pomagają lamie, a postępują odwrotnie do tego, co im powiedział, ponieważ uważają się za mądrzejszych. Możliwe także, że inni nie są ci wdzięczni, ponieważ działałeś według własnych pomysłów, a nie w oparciu o ich sytuację. Często się zdarza, że w pomoc innym  angażuje się za dużo ego. I wtedy, choć przynosisz skrzynię pełną pomysłów, wszystko się bardzo komplikuje.

Z mojego doświadczenia wynika, że osoby, którym pomagasz bez ukrytego motywu, będą wdzięczne i rozwiną dobre właściwości. Na początku będą chciały sprawdzić, czy nie próbujesz ich uzależnić od siebie. Jeżeli jednak promieniujesz na nich tak jak słońce, raz za razem – jesteś miły bez względu na to, co oni robią – w końcu coś dadzą ci w zamian. Bardzo trudno jest też pomagać z użyciem pieniędzy. Ja sam nie pożyczam innym; raczej daję, gdy ktoś naprawdę potrzebuje. Nie powstaje wtedy poczucie zależności.

Są osoby, które chcą zawsze pomagać, a jednak nie są zbyt pomocne. Czy możesz powiedzieć coś o takim syndromie „pomagacza”?

Odpowiedź Lamy Ole:

Jeżeli ktoś chce pomagać, nie pomagając wcześniej sobie, zwykle zostaje odepchnięty. Nikt nie lubi takich prób pomocy, które są lepkie i zbyt osobiste. Wiele osób ma dobre poczucie tego, co niezdrowe – gdy taki „pomagacz” ukrywa się przed własnymi problemami i dlatego rzuca się w wir pomagania innym. Istnieją też tacy ludzie, którzy może nie robią zbyt wiele, ale są na tyle mocni, że każdy chce się podłączyć do ich wibracji. Tacy są bardziej pomocni, niż nam się wydaje.

Jest to też powód, dla którego ludzie kpią z różnych organizacji pomocowych i z wielu instytucji religijnych, pomimo że są użyteczne. Pijacy chodzą tam dopóki są głodni; dostają wtedy miskę zupy i kazanie. Ale gdy tylko lepiej sobie radzą, zaczynają naciskać, żeby dostać zupę bez kazania. Potrafimy wyczuć, co jest zdrowe, a co nie. Nawet pies umie wyczuć, dlaczego ktoś go głaszcze – czy naprawdę go lubi, czy po prostu nie chce być ugryziony.

Kiedy można komuś powiedzieć, że już się nie chce mu pomagać?

Odpowiedź Lamy Ole:

Gdy uznasz, że nie pracuje już ze swoją sytuacją i nie robi postępów. Dopóki czujesz, że ktoś naprawdę się angażuje i robi, co może, pomaganie jest dobre. Ale gdy tylko kreuje się na ofiarę i czegoś ciągle oczekuje, zostaw go w spokoju, bo nie będzie się rozwijać.

Być może brzmi to surowo i niezgodnie ze stylem lat sześćdziesiątych, w których kształtował się nasz nowy humanizm, jednak naprawdę trzeba mieć przytomnie na uwadze rzeczywiste dobro innych. Instytucje społeczne i psychiatryczne w Europie Zachodniej są dziś bardzo dobre. Wielu moich uczniów pracuje w takich miejscach i jestem pewien, że wykonują bardzo dobrą pracę. Nie musisz mieć wyrzutów sumienia oddając w ręce profesjonalistów kogoś, komu sam tak naprawdę nie możesz pomóc. 

Nie należy także być zbyt łagodnym wobec osób, które chcą popełnić samobójstwo. Jeśli kandydat na samobójcę zaczyna się migać, nie chce już z niczym pracować i reaguje na wszystko w słodkim stylu, z nieszczerym uśmieszkiem – od tego momentu już nie będziesz mogła go uratować. Gdy tylko się zakocha w pomyśle samobójstwa, nic więcej nie da się zrobić. Ale dopóki czuje się jakiś opór, dopóki ta osoba wciąż toczy ze sobą wewnętrzną walkę i ma choć trochę inteligencji, można spróbować go zaszokować i powiedzieć na przykład: „Jak popełnisz samobójstwo, to na pewno odrodzisz się w strefie wojny gdzieś w Afryce!”. Jeżeli widział w telewizji, co robią sobie nawzajem Hutu i Tutsi, to może uda ci się takim szokiem wybudzić go z  osobistej jazdy.

Kiedy jesteśmy ciągle tylko mili, ludzie o samobójczych skłonnościach coraz bardziej zakochują się w tym pomyśle – są zachwyceni tym, że otoczenie traktuje to tak poważnie. I w końcu rzeczywiście się zabijają, już ze względu na innych, bo czują się do tego zobowiązani.

Ile możemy dać nie uzależniając innych od swojej pomocy?

Odpowiedź Lamy Ole:

Współczesna psychologia ma wiele pomysłów na ten temat, ale dla mnie jest to o wiele prostsze: pomagasz innym dopóty, dopóki jest to użyteczne, a oni nie popadają w oportunizm. Pomagaj, dopóki zachodzi między wami naturalna wymiana. Kiedy ktoś staje się od ciebie zależny albo przestaje cokolwiek robić sam, możesz przy nim  usiąść i powiedzieć radośnie: „Podsunąłem ci moje pomysły, a skoro ci nie odpowiadają, to radź sobie dalej sam”.

Gdybym na przykład dawał dobry wykład tylko wtedy, kiedy przychodzą bogate osoby, a kiepski wykład, gdy słucha mnie tylko kilku starych hipisów, to nie byłbym ani dobrym nauczycielem, ani uczciwym człowiekiem. Mam dawać z siebie wszystko w każdej sytuacji. I wtedy to, czy coś dociera do słuchaczy, czy nie, będzie jedynie ich karmą.

Nie sądzę, żeby odmierzanie własnej miłości było dobrym pomysłem. Wolałabym raczej dawać z siebie wszystko – z miłością i na pełny gaz. Chciałbym uścisnąć każdego, kto się do mnie zbliży, a jeśli chce zachować dystans, to pozwolę mu go zachować. Idź naprzód z pełną mocą i dawaj z siebie wszystko. To mój przepis. Jeżeli inni mogą dostać od nas wszystko, to dostaną sto procent, a jeśli karma pozwala im skorzystać tylko z pięciu procent naszej propozycji, to wcale nie oznacza, że daliśmy mniej.

Co zrobić z przyjaciółmi, którzy nieustannie pakują się w trudne sytuacje, ale nie są otwarci na pomoc?

Odpowiedź Lamy Ole:

Jeśli ktoś naprawdę musi uderzyć głową o ścianę, nie powinieneś zawsze trzymać przed nim poduszki. Zachowuj się jak torreador, który krzyczy “Olé!” i pozwala bykowi szarżować w ścianę. Zanim złe nawyki zbyt głęboko się zakorzenią, ludzie powinni szybko się przekonać, że konsekwencje są naprawdę bolesne – że bolą tak bardzo, iż ego nie może już lukrować sytuacji. Być może dzięki temu przyjdzie im do głowy, żeby jednak coś zmienić.

Oczywiście istnieje kilka sytuacji, które nie powinny  się zdarzyć: na przykład trzeba zrobić wszystko, co możliwe, żeby się upewnić, że ktoś nie zarazi się AIDS, ani go nie rozprzestrzeni. Nie można nikomu pozwolić, żeby poważnie szkodził zdrowiu innych.

Nauki Buddy są bardzo, bardzo cenne. Nie można gonić z nimi za innymi ludźmi! Po prostu dajemy znać, że nimi dysponujemy, i stwarzamy możliwość, żeby sami odkryli, że ich potrzebują. Wtedy możemy dzielić się tym, co mamy. Nikt jednak nie ma prawa oczekiwać, że ktoś będzie za nim gonił z naukami. 

Jak można pomóc ludziom, którzy wciąż narzekają – nigdy nie są zadowoleni, ale nie chcą nic zrobić ze swoimi problemami?

Odpowiedź Lamy Ole:

Niech zobaczą, że takie zachowanie cię nie interesuje. Nie odpowiadaj na nie! Kiedy zwracasz innym uwagę na ich bogactwo, stają się bogaci. A jeśli oni zwracają uwagę tylko na swoje słabości i błędy, są ubodzy. Generalnie, najwyższa prawda jest najwyższą radością. Dobrze jest też pokazać ludziom, co dzieje się na świecie, żeby zobaczyli swoje problemy z odpowiedniej perspektywy. To bardzo im pomaga.

Jak można pomóc komuś, kto ciagle ma kiepski nastrój?

Odpowiedź Lamy Ole:

Najpierw mu pokaż, że to nie jest ciekawe. Znosisz to, bo jesteście przyjaciółmi, ale nikt w ten sposób nie wygrywa i nie staje się od tego ciekawszym człowiekiem. Potem możesz tą osobę mentalnie połaskotać – jeśli nie da się zrobić tego innaczej. Bądź uporczywie przyjacielski i odpowiadaj tylko na pozytywne zachowania. Sam tak robię. Wiem, że czasem działam wam w ten sposób na nerwy. Przychodzicie do mnie z wielkim problemem, kiedy w rzeczywistości chodzi o rozpoznanie zwierciadła za wszystkimi odbiciami, które się na nim pojawiają.

Podczas kiedy wy zauważacie wiele obrazów na zwierciadle i spływającą z nich brudną wodę, ja widzę, że ono coraz bardziej lśni. To mnie interesuje. Zasłony i przeszkody przychodzą i odchodzą i ciągle się zmieniają. Kto brałby je na serio? Nie są ważne.

Ważna jest natura buddy za zasłonami. To jest to, co jest prawdziwe. Staje się coraz silniejsza i będziemy jej doświadczać coraz bardziej. Nie drażnię się z wami ani nie jestem powierzchowny, kiedy mówię, że dobrze wyglądacie. Im dłużej jesteście w Dharmie, tym lepiej wyglądacie – naprawdę czegoś się uczycie, rozwijacie się.

Jaką wskazówkę możemy dać niebuddyjskim przyjaciołom, kiedy zauważymy, że zbytnio lgną do swoich przeszkadzających uczuć?

Odpowiedź Lamy Ole:

Jest takie powiedzenie, które warto sobie w tych sytuacjach przypomnieć: “Płakałem, bo nie miałem butów, dopóki nie spotkałem człowieka bez stóp”. Możesz im przypomnieć, że wielu ludziom powodzi się o wiele wiele gorzej. Kiedy to zrobisz, może się okazać, że przestaną cię lubić – pozbędziesz się w ten sposób trudnego towarzystwa. Ale gdy wszystko zacznie im się lepiej układać, wrócą i znowu będą cię lubić. Być może nawet docenią twoją uczciwość.