Jeśli w związku jest silne przyciąganie, ale każdy temat prowadzi do konfliktu, czy taki związek ma przyszłość?

Odpowiedź Lamy Ole:

Jeśli kłótnie zdarzają się zbyt często i są zbyt zajadłe, z pewnością będzie nam lepiej samemu albo z innym partnerem. Jeżeli zawsze mamy odmienne zdanie i walczymy o każdy drobiazg, zawsze jest zwycięzca i pokonany. Na dłuższą metę nic się nie da na tym zbudować

 Ty i twój partner powinniście mieć wspólny grunt i dzielić cele, co do których się zgadzacie. Inaczej nic się nie rozwinie.

Co mam zrobić, jeśli mój partner często się złości?

Odpowiedź Lamy Ole:

Jeśli jest gniewny, uświadom mu jak głupio wygląda. Powiedz: „Powinieneś siebie zobaczyć, kiedy tak stoisz i wymachujesz rękami, mówisz dziwne rzeczy, kręcisz głową, wchodzisz na ścianę, wydajesz śmieszne dźwięki. Te przedstawienia są zanadto dramatyczne dla widowni, która jest zbyt mała dla ciebie, a do tego niewdzięczna”. Wielki show, z wypiętą piersią i błędnym wzrokiem, marnuje się w kuchni, przy wykończonej żonie i dwójce skołowanych dzieci. Powiedz tak: „Potrzebujemy dla ciebie godnej widowni. To za wiele dla nas samych! Zawołajmy sąsiadów. Oni też to powinni zobaczyć.”

Trzeba to mówić innym, gdy robią z siebie głupków. Powiedz mu, żeby zachował tę jazdę dla siebie i że ty jej nie chcesz. Powiedz, że go lubisz i dlatego nie chcesz go widzieć, gdy staje się taki głupi i słaby.

Czy zbyt dużo szczęścia może sprawić, że staniemy się egoistyczni?

Odpowiedź Lamy Ole:

To zależy od tego, czy potrafimy dzielić się tą radością. Na początku jesteśmy być może nieco egoistyczni, ale stopniowo zaczynamy się dzielić. Jeśli jesteśmy w pełni szczęśliwi, to nie jest możliwe, żebyśmy zachowali to dla siebie. Ja dosłownie eksploduję radością przez cały czas. Tak to wygląda po dwudziestu pięciu latach medytacji. I nie wydaje mi się, żebym chował tę radość dla siebie. Kiedy po raz pierwszy doświadczyłem przejrzystego światła umysłu, wszystko eksplodowało i miałem w oczach łzy radości.

Kiedy opowiedziałem o tym doświadczeniu mojej żonie, Hannah, przypuszczała, że stanę się bardziej egoistyczny. Bardzo możliwe, że gdy pojawi się pierwsze doświadczenie tego typu radości, nie będziemy umieli zbyt dobrze go zakomunikować, ale gdy tylko wejdzie nam ono w krew, po prostu nie będziemy mogli zachować go dla siebie. To zwyczajnie nie jest możliwe. Z kolei oświecenie, z którym ktoś byłby nieszczęśliwy, jak dla mnie nie istnieje.

Kiedy ktoś atakuje mnie słownie, czuję obezwładniającą wściekłość. Jak mogę się bronić bez wpadania w gniew?

Odpowiedź Lamy Ole:

Wprowadziłbym szybko taką osobę na cienki lód. To działa jak aikido: zwróć impet przeciwnika przeciwko niemu i tym go pokonaj. Powiedz: „Co to było? Nie zrozumiałem. Możesz powtórzyć?”. Wtedy ten ktoś powtarza, a ty mówisz: „Ale tego przecież nie możesz mieć na myśli, więc o co ci chodziło?” i dodajesz: „Może spytamy o to tę i tamtą osobę?”. Potem mówisz do kogoś trzeciego: „Słuchaj, ona powiedziała to i to, co o tym myślisz? O, idzie szef – on z pewnością też powinien o tym wiedzieć. Słuchaj, ona powiedziała to, a ja myślę tak. Kto według ciebie ma rację?”.

Nieproporcjonalnie rozdmuchujesz całą sprawę, a potem idziesz do toalety albo na papierosa, a inni dyskutują o tym, co ona powiedziała i dlaczego. Potem wracasz i mówisz: „Dziękuję bardzo, ja też tak uważam”. I robisz dalej to, co chcesz. Gdy inni są nieprzyjemni, wyprowadzaj ich na cienki lód, rozdmuchuj całą sytuację i zawstydzaj ich, aż zaczną mówić do ciebie tylko miłe rzeczy albo nic.

Oczywiście są też sytuacje, w których sami zachowaliśmy się głupio. Jeśli ktoś wtedy narzeka, mówisz: „przepraszam”. To jest coś innego. Nie chodzi o to, żeby wić się jak piskorz i unikać wszelkiej krytyki, bo wtedy niczego się nie nauczysz. Jeżeli popełniłeś błąd, powinieneś natychmiast przeprosić. A jeśli ktoś tworzy problemy z czystej złośliwości, po prostu ośmiesz go tak bardzo, że więcej tego nie zrobi. To moja rada. Życie jest krótkie i najzwyczajniej nie mamy w nim czasu na przedszkolne gierki. 

Jeśli mamy wrażenie, że przychodzą do nas duchy lub przeszkadzające energie, na ile można ufać takim odczuciom? Dlaczego się pojawiają i jak można temu zapobiegać?

Odpowiedź Lamy Ole:

Kiedy gdzieś się udajesz i masz dziwne wrażenia, najpierw sprawdź sam siebie: Czy wstałeś lewą noga? Czy to twój zły film? Jeśli masz pewność, że dobrze się czujesz, ale w jakimś konkretnym miejscu zawsze odczuwasz dziwne rzeczy, mogą to być przeszkadzające energie, na które jesteś otwarty lub z którymi masz związek.

Najlepszym antidotum będzie współczucie. Jeśli te energie pojawiły się, żeby cię niepokoić, ale ty będziesz emanował współczuciem, odczują to jak nieprzyjemny zapach. Nie będą w stanie go znieść i odejdą. Jeżeli jednak pojawiły się bo potrzebują pomocy, to dzięki twojemu współczuciu ją otrzymają.

Doskonałym pomysłem są też dobre życzenia, na przykład takie: „Obyście zaznali wielkiego szczęścia i niech opuści was wszelkie cierpienie” – lub coś podobnego. W ten sposób można zrobić dużo dobrego. Takie istoty mogą wiedzieć co robisz i co myślisz, więc jeśli jesteś na nie otwarty, być może będziesz mógł im pomóc. Trzeba jednak wiedzieć, że nie można im ufać. Istoty nie stają się po śmierci mądrzejsze, nie można na nich polegać. Możesz zaufać tylko tym, które pokonały koncepcję ego i myślą więcej o innych niż o sobie. W przypadku pozostałych może się okazać, że podpisałeś pakt z diabłem, jak Faust z Mefistofelesem – możesz naprawdę wpakować się w kłopoty.

Dlatego w buddyzmie pracujemy tylko z takimi strażnikami, którzy na czole mają oko mądrości. To znak, że są bodhisattwami i pracują tylko dla pożytku innych.

Ogólnie, jeśli doświadczasz obecności przeszkadzających energii, życz im wszystkiego dobrego, ale nie składaj obietnic i nie wchodź z nimi w żadne konszachty.

Jeśli po wzięciu narkotyku ktoś wpada w stany pomieszania, czy to wynika tylko z narkotyku, czy trzeba mieć takie tendencje?

Odpowiedź Lamy Ole:

Zawsze musi pojawić się pierścień i hak. Pochodzę z pokolenia lat sześćdziesiątych i miałem dużo doświadczeń związanych z narkotykami. Zdawałem egzaminy na Uniwersytecie Kopenhaskim i zanim poznałem buddyzm, bardzo ciekawiły mnie wszystkie sposoby odkrywania umysłu.

Jasne światło, które widzi się po LSD, jest wspaniałe; fascynująca jest też zdolność do opuszczania ciała i temu podobne. Ale stopniowo odkrywa się, że to nie narkotyki dają ci to szczęście, ponieważ szczęście, którego mógłbyś doświadczać przez pół roku, kompresuje się teraz do ośmiu godzin. Po kilku takich doświadczeniach w pewnym momencie dostaje się upomnienia z banku: „Masz debet!”, a radość i sens znikają – w ich miejsce pojawiają się strach i pomieszanie.

Jeżeli zażywałeś narkotyki, możesz z tym później pracować rozwijając się dzięki medytacji, która kładzie podwaliny pod wszystko inne. Jeśli ich nie brałeś, to już nie musisz robić tego teraz.

Nie mówię, że nie powinno się stosować LSD. Psychiatrzy powinni móc je przepisywać pacjentom w przypadkach skrajnego strachu przed śmiercią. W takich przypadkach minimalne dawki LSD – np. 25 miligramów – mogłyby „zaskoczyć” i strach mógłby zniknąć. Myślę, że LSD powinno być dostępne jako narzędzie – jako lekarstwo – w rękach dobrych psychologów, być może również lamów, jeśli mają czas, ale dawanie do niego dostępu wszystkim, którzy zechcieliby faszerować się LSD dla zabawy, byłoby błędem. Rozwój bez korzystania z narkotyków, własnymi siłami – na przykład dzięki medytacji – będzie o wiele skuteczniejszy. W ten sposób można osiągnąć coś trwałego. Używanie narkotyków prowadzi natomiast do efektu jo-jo – najpierw jesteś w górze, potem spadasz w dół, pojawia się kolejny wzlot itd. Z pomocą medytacji stawiasz kamień na kamieniu – wszystko, co się dzięki temu wydarzy, będzie stabilne i prawdziwe. 

Denerwuję się gdy inni popełniają błędy; czy to jest przeszkadzające uczucie?

Odpowiedź Lamy Ole:

To zależy od twojego poglądu. Rozdrażnienie może również zrodzić się z idealizmu. Myślisz na przykład: „Oni są tacy świetni, a teraz robią znowu coś głupiego!”. Ten typ irytacji, bez chęci zaszkodzenia komukolwiek, jest pewną formą rozczarowania.

Dobrze, gdy widzisz ludzi na wysokim poziomie, choć czasem możesz być zawiedziony ich zachowaniem i wciąż będziesz oczekiwać od nich czegoś wyjątkowego. Utrzymujesz w ten sposób najwyższy pogląd w umyśle. Ale jeżeli wciąż uważasz, że inni są nie do zniesienia, to jest po prostu gniew, a więc coś negatywnego. Jeśli lubisz ludzi, warto jest czasem nimi potrzasnąć. Ale gdy chcesz w rzeczywistości im zaszkodzić́, nie ma w tym niczego dobrego.

Co powinien zrobić ktoś, kto nienawidzi tak bardzo, że chciałby kogoś innego zabić?

Odpowiedź Lamy Ole:

Wiesz, co mówił o tym Budda? Jeśli chcesz kogoś zabić, pomyśl, że w zasadzie zabijasz trupa. Ta osoba i tak by umarła, być może już jest poważnie chora. To niewarte wysiłku i nie ma żadnego sensu.

A co ja o tym myślę? Uważam, że najlepiej jest wybaczać ludziom. Wówczas nie spotkamy się z nimi w następnym życiu, bo nasz związek z nimi zniknie. Natomiast jeśli kogoś nienawidzimy, spotkamy się z nim w kolejnym życiu i sprawi nam tyle samo kłopotów. Zawsze myślę tak: „Wybaczaj szybko, życz trudnym ludziom wszystkiego najlepszego i ciesz się, że wasz związek przestaje istnieć”. To moja rada. Jeżeli jednak nawet trudni ludzie przychodzą do ciebie po pomoc, stajesz się za nich odpowiedzialny. 

Jeśli się rozstajemy, róbmy to bez dramatów. Kiedy ludzie rozchodzą się jako wrogowie, to wszystko czego razem doświadczyli ulega jakby zamrożeniu. Tracą dostęp do wspólnych pozytywnych doświadczeń. W każdym nowym związku będą przechodzić przez te same kłopoty, tragedie i niepowodzenia. Jeżeli jednak rozchodzimy się jako przyjaciele i życzymy sobie wszystkiego najlepszego, mamy wolne ręce. Możemy robić, co chcemy. 

Czy medytacja pomaga także w oczyszczeniu wrogich związków z ludźmi z przeszłości?

Odpowiedź Lamy Ole:

Tak, na przykład w długiej medytacji Schronienia wyobrażamy sobie naszych wrogów obok nas. Dołączają do nas i dostają błogosławieństwo praktyki. I to naprawdę działa. Pamiętam jak wraz z Hannah pojechaliśmy do Nepalu na przełomie 1969 i 1970 roku. Miałem wtedy na sumieniu wiele bójek na pięści. Nikogo poważnie nie zraniłem, lecz było kilka osób, które chciały rewanżu.

Gdy podczas kilkuletniego pobytu poza Danią uczyliśmy się medytować i robiliśmy praktyki podstawowe, wyobrażałem ich sobie obok mnie w czasie medytacji. Kiedy potem wróciliśmy z Hannah do domu, czekali na nas na lotnisku i powitali jak starych przyjaciół. W pewnym momencie całe pole mocy się zmieniło – medytowanie na Buddów ma ogromną moc. 

Działa to tak: hak nie zaczepi się o piłkę, może jedynie schwytać pierścień. Jeśli brakuje otwartości ze strony drugiej osoby, to nic się nie dzieje. Lecz gdy istnieje pierścień, jeśli osoba z którą mamy trudności jest na nas otwarta, to wtedy coś dobrego może się między nami wydarzyć i nasz związek z tym człowiekiem się poprawi. 

Czy istnieją buddyjskie wyjaśnienia o tym jak rozwijają się psychozy?

Odpowiedź Lamy Ole:

W buddyzmie mówimy o czterech różnych rodzajach szaleństwa:

Pierwsze powstaje, gdy w poprzednich żywotach braliśmy dużo narkotyków i piliśmy dużo alkoholu. Wtedy w tym życiu urodzimy się z niewystarczającą liczbą połączeń neurologicznych w mózgu – „maszyna” działa, lecz nie idealnie. 

Drugie to nieprawidłowości powstałe na skutek nadużywania narkotyków i alkoholu w tym życiu. 

Trzecie pojawia się, gdy byliśmy tak nieszczęśliwi i wnieśliśmy w swoje życie tak mało radości, że nie jesteśmy już chronieni przez dobre wrażenia w umyśle. Wtedy różne dziwne energie mogą nas „dopaść” i spowodować w nim wiele szkód. To nazywa się schizofrenią. 

Czwarty spowodowany jest zgromadzeniem tak wielu negatywnych i przeszkadzających wrażeń w świadomości, że za każdym razem, gdy umysł się z nimi styka, nie może tego znieść i próbuje uciec. To byłyby stany paranoi.

Po śmierci problemy i trudności związane z ciałem odchodzą i mamy znów kolejne możliwości. Tym niemniej, jeśli nasze przeszkadzające energie są bardzo silne, mogą dać o sobie znać również w następnym życiu. 

Co można zrobić z lękiem, który powraca?

Odpowiedź Lamy Ole:

Trzeba z tym pracować długofalowo. Praca z umysłem przypomina pracę z ciałem. Jeżeli rano zrobimy dużo pompek, to jeszcze tego samego dnia nie staniemy się silniejsi, lecz raczej następnego. A dziś po prostu rozbolą nas ramiona.

Medytacja działa dokładnie tak samo. Jeżeli rano mamy jakiś problem, medytacja nie pomoże nam się go pozbyć do tego samego wieczora. Ale jeżeli medytowaliśmy wczoraj, to problem dziś się nie pojawi. A jeśli się pojawi, to będzie tak mizerny, że po prostu lekko zetrzemy go ze stołu. Nie siejemy i nie zbieramy plonów tego samego dnia.

Można z tym również pracować szybko. Wyobraź sobie, że doświadczasz strachu, gniewu, masz problem z niezdarnością itd. Można sobie z tym poradzić na dwa sposoby. Pierwszy to frontalny atak – wysyłamy na pozycję przeszkadzającego uczucia dwa bataliony komandosów i krzyczymy „Stop! Tak nie może być!”. Jeśli mamy duży kapitał w postaci dobrych wrażeń w umyśle, to ta metoda zadziała. Lecz gdy zauważymy, że nie mamy jeszcze dość silnej jednostki sił specjalnych, żeby zadziałać w ten sposób – to jest koniecznej motywacji, mocy i wewnętrznej pewności – to zamiast tego podbijamy leżące obok tereny. Po prostu robimy to, co mamy do zrobienia, nie myśląc o problemie. Nie utożsamiamy się z nim, nie karmimy go. Wtedy, gdy później będziemy go szukać, już go nie znajdziemy.

Jak już mówiłem, inna możliwość to bezpośrednia konfrontacja ze strachem – nieważne jak groźnie wygląda, skręcamy mu kark. Kiedyś w dzieciństwie byłem z wizytą u mojego dziadka w Jutlandii. W piwnicy jego domu leżał gruby kabel elektryczny. Powiedziano mi, że w nocy zamienia się on w węża. Pewnego ranka moi rodzice zeszli na dół i zobaczyli mnie – miałem pewnie trzy albo cztery lata – trzymającego w jednej ręce kabel, a w drugiej kij baseballowy. Stałem tam całą noc, czekając aż kabel zmieni się w węża, żebym mógł go zabić. To jest pierwszy sposób na poradzenie sobie ze strachem. Ale możemy też obrać drogę mądrości i odkryć, że nie ma w ogóle żadnego węża. Jest to oczywiście prostsze. 

Jak można szybko rozpuścić strach?

Odpowiedź Lamy Ole:

Rozejrzyj się i pomyśl: „Kto zechce go kupić?”, a potem zauważ: „Ona go nie chce, on też nie, a tamta dziewczyna też nie jest nim zainteresowana”. W końcu postanów: „Cóż, może ten strach jest bezużyteczny?” i po prostu wyrzuć go na śmietnik.

Strach jest też połączony z oddechem. Bojąc się czegoś oddychamy nieprawidłowo i nieregularnie. Dobrze jest więc oddychać wtedy głęboko i powoli. Robimy głęboki wdech, żeby poczuć go aż pod pępkiem. Chwilę wstrzymujemy go w brzuchu jak w wazonie – ale nie do momentu aż zacznie nam się kręcić w głowie – i robimy znów wydech. Jeśli będziemy przez chwilę oddychać w ten sposób strach stopniowo zniknie. 

Najlepszym sposobem poradzenia sobie ze strachem i trudnościami jest myślenie: „Wszystkie istoty są moimi przyjaciółmi i będą mieć pożytek z tego, że dobrze się mam. Więc będę po prostu robić co w mojej mocy, robiąc to, co mam przed nosem”. I po prostu tak też czynimy. To jest też dobre, jeśli stresujemy się przed egzaminem. Pomyślmy wtedy: „Tak naprawdę to jest wielki spisek. Egzaminator chce, żebym zdał; nauczyciel chce, żebym zdał. Wszystko jest po mojej stronie”. Wtedy idziemy na egzamin, siadamy z przyjaciółmi, wyjaśniamy im to, czego nie zrozumieli i na egzaminie dajemy z siebie wszystko. Uczyńcie swoje otoczenie na tyle przyjaznym, żebyście mogli tylko zwyciężać. 

Jak można się pozbyć ego?

Odpowiedź Lamy Ole:

Musisz przechytrzyć zjawiska posługując się ich własną bronią. Buddyzm jest
metodą polegającą na nieustannym dążeniu do przechytrzenia ego. Wykorzystujemy energię ego – iluzorycznego, nieistniejącego ego – tak, żeby w końcu dojść do momentu, gdy już go nie będzie. Posługujemy się więc ideą “ja” w celu oczyszczenia zasłon, aż do chwili, gdy iluzja ego zniknie.

Ego jest bardzo silne, ale jest również głupie. W historii linii Karma Kagju mieliśmy nauczycieli, którzy w bezpośredni sposób walczyli z ego. Szczególnie znana jest historia Milarepy i jego nauczyciela Marpy. To była naprawdę poważna szkoła. Zazwyczaj jednak trzeba zachęcić do tego ludzi, dając im coś słodkiego. Wtedy ego myśli: “O, jestem nie tylko dobry, ale w dodatku uduchowiony”. Utrzymujemy to dobre odczucie jak najdłużej.

Następnie ego zaczyna powoli odkrywać, że dostaje dużo chleba i ziemniaków, ale mało mięsa i warzyw. Wtedy stajemy się częścią szlachetnej rodziny. Jako
nauczyciel lubię takie podejście, w którym utrzymujemy zimną krew i zachowujemy dobry styl, a nie lubię oglądać dramatów i słabości. W takich okolicznościach ego nagle nie może rozgrywać swoich gierek, do których przywykło. Nie może się już podbudowywać silnymi uczuciami i stwierdzeniami w stylu: “Nienawidzę go”, “Jestem najlepszy”, “Jestem najgorszy” itd.

Gdy ego zauważy, że nie radzi sobie najlepiej, próbuje się bronić za wszelką cenę. Na przykład projektuje uczucia, narzeka na ból pleców, ucieka się do myśli typu: “Jestem coraz gorszy!” – co nie jest wcale prawdą. Widzimy wtedy po prostu, jak zachowywaliśmy się od zawsze. W trudnych sytuacjach rzucamy ego kolejny kawałek mięsa, chociażby w postaci postawy bodhisattwy. Tłumaczymy swemu ego, że jego zadaniem jest pomagać wszystkim istotom. Na początku pomyśli, że dostrzegliśmy wreszcie, jakie jest dobre i co potrafi, ale tak naprawdę obietnica bodhisattwy jest dla niego trucizną. Po pierwsze, musimy potem ciągle myśleć o innych i tym samym nie mamy czasu na myślenie o sobie. Po drugie, otrzymujemy nauki o pustce, według których w ogóle nie istniejemy.

To dla ego śmiertelny cios. Jest już tak słabe, że pozostało mu tylko jedno miejsce, w którym może się okopać. I wtedy zaczyna zauważać, co inni robią źle. Przestało już się chronić, ponieważ wie, że wszystko jest iluzją. Teraz próbuje znaleźć błędy u innych: “On zrobił to, a ona powiedziała tamto” itd. Jak zdobywamy ten ostatni bastion? Jak można przyćmić ego i ostatecznie się go pozbyć? Dzięki czystemu poglądowi! Można pomyśleć tak: “Nawet moje wątpliwości mają naturę buddy. Nawet najmroczniejsze z moich myśli są spontaniczną mądrością. Mój największy problem jest najlepszym rozwiązaniem”. Wtedy nam się powiedzie.

Jak możemy walczyć z zaciętością i egotyzmem?

Odpowiedź Lamy Ole:

W walce z egotyzmem pomaga spostrzeżenie, że wszyscy są w takiej samej sytuacji, jak my. Chcą być szczęśliwi i uniknąć cierpienia. Kiedy dobrze im się powodzi, zachowują się dobrze, a gdy mają gorszy czas, stają się nieprzyjemni. Możemy więc zauważyć, że wcale się od nas nie różnią.

A co z zaciętością? Być może najlepszym sposobem jest powiedzieć “PEJ!”. Za
każdym razem, gdy upieramy się przy własnych sztywnych koncepcjach, możemy wewnętrznie powtórzyć “PEJ!”. To tak, jakbyśmy uderzyli kijem w stos groszku – kulki polecą we wszystkie strony. Ostre “PEJ!” działa bardzo dobrze. Kiedy zaciętość ponownie się pojawi, raz jeszcze powtórz “PEJ!” i być może będziesz miał już spokój.

Jeżeli ktoś traktuje siebie zbyt poważnie, połaskocz go. Sprawdź tylko, czy jesteś dobrze ustawiony, bo jeśli to ktoś zły, to może spróbować cię rąbnąć tyłem głowy. Uchyl się więc i połaskocz go. Potem możesz zapytać: “Czy jesteś dziś szczęśliwy?” Nawet jeżeli traktuje siebie śmiertelnie poważnie, taki ktoś wybuchnie śmiechem.

Jak to możliwe, że ktoś, kto osiągnął wysoki poziom urzeczywistnienia, wciąż może być ograniczony przez ciało – na przykład przez alkoholizm?

Odpowiedź Lamy Ole:

Tybetańczycy porównują ciało do czterech węży w rurze. Muszą one mieć głowy na tym samym poziomie, bo w przeciwnym razie gryzą się nawzajem i chorują. Musi istnieć równowaga między krwią, limfą, czarną i żółtą żółcią. Jeśli organizm utraci równowagę, może to spowodować poważne trudności. Mamy takich nauczycieli jak Trungpa Tulku, którzy zmarli z powodu alkoholizmu. Przywódca szkoły Ningma został tak mocno pobity przez Chińczyków, że częściowo postradał zmysły.

Dopóki mamy ciało, zawsze będą pojawiać się trudności. Jeśli ktoś nie ma ciała, nie może rozmawiać z ludźmi. Jest to więc po prostu wyzwanie, z którym trzeba się zmierzyć. Ważne jest, aby zrozumieć słowo “tulku”. Znaczy ono „ciało iluzoryczne” – doświadczasz wtedy, że posiadasz ciało, a nie, że nim jesteś.