Odpowiedź Lamy Ole:
Trzeba z tym pracować długofalowo. Praca z umysłem przypomina pracę z ciałem. Jeżeli rano zrobimy dużo pompek, to jeszcze tego samego dnia nie staniemy się silniejsi, lecz raczej następnego. A dziś po prostu rozbolą nas ramiona.
Medytacja działa dokładnie tak samo. Jeżeli rano mamy jakiś problem, medytacja nie pomoże nam się go pozbyć do tego samego wieczora. Ale jeżeli medytowaliśmy wczoraj, to problem dziś się nie pojawi. A jeśli się pojawi, to będzie tak mizerny, że po prostu lekko zetrzemy go ze stołu. Nie siejemy i nie zbieramy plonów tego samego dnia.
Można z tym również pracować szybko. Wyobraź sobie, że doświadczasz strachu, gniewu, masz problem z niezdarnością itd. Można sobie z tym poradzić na dwa sposoby. Pierwszy to frontalny atak – wysyłamy na pozycję przeszkadzającego uczucia dwa bataliony komandosów i krzyczymy „Stop! Tak nie może być!”. Jeśli mamy duży kapitał w postaci dobrych wrażeń w umyśle, to ta metoda zadziała. Lecz gdy zauważymy, że nie mamy jeszcze dość silnej jednostki sił specjalnych, żeby zadziałać w ten sposób – to jest koniecznej motywacji, mocy i wewnętrznej pewności – to zamiast tego podbijamy leżące obok tereny. Po prostu robimy to, co mamy do zrobienia, nie myśląc o problemie. Nie utożsamiamy się z nim, nie karmimy go. Wtedy, gdy później będziemy go szukać, już go nie znajdziemy.
Jak już mówiłem, inna możliwość to bezpośrednia konfrontacja ze strachem – nieważne jak groźnie wygląda, skręcamy mu kark. Kiedyś w dzieciństwie byłem z wizytą u mojego dziadka w Jutlandii. W piwnicy jego domu leżał gruby kabel elektryczny. Powiedziano mi, że w nocy zamienia się on w węża. Pewnego ranka moi rodzice zeszli na dół i zobaczyli mnie – miałem pewnie trzy albo cztery lata – trzymającego w jednej ręce kabel, a w drugiej kij baseballowy. Stałem tam całą noc, czekając aż kabel zmieni się w węża, żebym mógł go zabić. To jest pierwszy sposób na poradzenie sobie ze strachem. Ale możemy też obrać drogę mądrości i odkryć, że nie ma w ogóle żadnego węża. Jest to oczywiście prostsze.