Jak możemy stwierdzić, czy to my jesteśmy w błędzie, czy mylą się inni, czy też po prostu nikt nie ma racji?

Odpowiedź Lamy Ole:

W przypadku par lub małych grup o bliskich związkach z pewnością każdy, kogo dana sytuacja dotyczy, ma swój udział w problemie. Lecz kiedy 90% ludzi, których znamy, ma ten sam problem z nami, to nie należy zamiatać tego pod dywan i mówić: „Cóż za zbieg okoliczności, wszyscy zbudowali tę samą iluzję”. Zamiast tego lepiej jest uważnie się sobie przyjrzeć.

Jak powiedział kiedyś Abraham Lincoln „Możecie oszukiwać niewielu ludzi przez cały czas lub też wszystkich przez jakiś czas, lecz nie da się oszukiwać przez cały czas wszystkich”. To jest dobra zasada; na jej podstawie możemy sprawdzać sami siebie i zobaczyć, jak postrzegają nas inni. Jeśli zawsze kłócimy się z tymi samymi osobami, to może mamy z nimi jakiś stary problem związany z gniewem lub też nosimy w sobie coś, co podprogowo przeszkadza innym. Sam podchodzę poważnie do tego, co mówią mi inni. 

Inteligencja definiowana jest czasem jako umiejętność adaptacji do nowych sytuacji. Jeśli potrafimy się czasem zmienić i zrezygnować z kilku niepotrzebnych zachowań, to jest to dobry znak. 

Nie powinniśmy tłumaczyć wiernością swoim zasadom własnego kurczowego trzymania się starych, głupich nawyków. Jeżeli na przykład ciagle obrażamy innych, to nie wystarczy po prostu powiedzieć: „Taką mam osobowość”. 

Cieszcie się zawsze, gdy ludzie wskazują wam wasze braki, ponieważ wtedy można się czegoś nauczyć. Podstawowym powodem upadku każdej dyktatury jest odkrycie, że szef nie jest w stanie znieść najmniejszej krytyki. Wtedy jego najbliższy krąg postanawia odgrodzić go od tego, co naprawdę się wydarza i nagle cała populacja rusza w innym kierunku. A szef zostaje z małą piramidką piętnastu osób, które zgadzają się z każdym jego słowem i całość się wali.

Należy cieszyć się z krytyki. Dopóki inni nas krytykują, możemy się uczyć. Kiedy się poddają i przestają się odzywać lub zaczynają obmawiać nas za plecami, wtedy mamy problem.

Czy ma sens dyskusja o buddyźmie z ludźmi, którzy mają zupełnie inny punkt widzenia?

Odpowiedź Lamy Ole:

Wszystko, co powiedziałem wam o buddyzmie, mówiłem po to, żeby wzmocnić wasz umysł. To nie jest broń ani narzędzie do wygrywania dyskusji czy zwyciężania debat. Gdy dochodzi do dyskusji, wystarczy życzyć innym wszystkiego, co najlepsze i cieszyć się z możliwości szukania szczęścia zgodnie z własnym poglądem. 

Dopóki nikt nie próbuje wywierać na nas presji, ani odbierać nam wolności wyboru, należy życzyć każdemu wszystkiego najlepszego i zajmować się tym, co nas samych naprawdę interesuje. Lecz jeśli inni próbują na siłę przekonać nas do swojego punktu widzenia, powinniśmy wiedzieć, na czym stoimy i w miły sposób im to zakomunikować. Dobrze jest też w takiej sytuacji zachować spokój i nie starać się niczego udowadniać czy „zwyciężyć” w dyskusji.

Jak można pomóc ludziom, którzy tkwią w trudnej sytuacji i nie mogą sami sobie pomóc?

Odpowiedź Lamy Ole:

Zamiast robić z innych grzeszników najpierw spróbujmy nawiązać z nimi kontakt.  Być może jesteśmy jedyną osobą, która poświęca temu komuś trochę czasu. Kiedy idziecie do rzeźnika, bądźcie dla niego mili. Nie moralizujcie i nie wytykajcie mu, ile zwierząt musiało zginąć, żeby mógł zarobić swoje pieniądze. Potem, po jakimś czasie, gdy już mamy dobry związek, być może okaże się, że jesteśmy jedyną osobą, przed którą rzeźnik może się trochę otworzyć. Być może powie „Tak naprawdę często mam złe sny i się boję”. A my możemy powiedzieć: „Możliwe, że przejmujesz strach od zwierząt, które zabijasz.”

Nie rozwodzimy się nad tym nadmiernie, aby nie odniósł wrażenia, że próbujemy go nauczać. I kiedy to przetrawi, to można kiedyś coś mu zasugerować, na przykład „Jest rekrutacja na poczcie. Nie wolałbyś tam pracować?”. Pomoc innym to nie jest tylko bycie miłym, oznacza też powstrzymywanie ich, gdy popełniają błędy. Ale nie powinno się zrywać relacji nawet z trudnymi osobami. Być może jesteście pierwszym człowiekiem, który może im jakoś pomóc. Wtedy naprawdę potrzebna jest wam cierpliwość i trzeba ich wspierać wciąż od nowa.

Obietnica Boddhisttawy opiera się na pragnieniu pomagania wszystkim istotom. Jak zrobić to w praktyce?

Odpowiedź Lamy Ole:

W 1972 roku, gdy zaczynaliśmy z Hannah zajmować się buddyzmem, ja także myślałem, że muszę robić wszystko dla wszystkich. Szybko zrewidowałem swoje poglądy, ponieważ gdy coś nie pasuje, to po prostu nie pasuje. W międzyczasie zsiadłem ze swojego konia „pomagania wszystkim” i teraz poświęcam czas tym, którzy rozumieją co do nich mówię. Na szczęście nie jesteśmy jedynymi ludźmi, którzy robią coś dla innych. Wśród socjalistów, chrześcijan, hinduistów i w innych szkołach buddyjskich jest wielu ludzi, których nie pociąga ani mój sposób działania, ani klimat panujący w naszych ośrodkach. Nie musimy jako buddyści zajmować się osobami chorymi psychicznie czy też będącymi w trudnej sytuacji materialnej, ponieważ pomagają im już zwykle specjaliści biorący za to odpowiednie wynagrodzenie. A my sami po prostu cieszymy się z ich dobrej pracy, w której bierzemy udział płacąc podatki.

Więc zamiast z nimi konkurować pozostajemy wierni naszym ideałom i poświęcamy czas temu, co uznajemy za słuszne i co sami zrozumieliśmy. Różne kapelusze pasują na różne głowy, nie musimy więc rozcieńczać naszych nauk tak, żeby każdy był w stanie je pojąć. Zamiast tego chcemy prezentować w przejrzysty i rozsądny sposób to, czym dysponujemy. Dzięki temu każdy, kogo to zainteresuje intelektualnie lub kto poczuje z naszym czystym przekazem związek na poziomie serca, będzie mógł zastosować metody Diamentowej Drogi z pożytkiem dla innych i samego siebie. 

Zajmujemy się tymi ludźmi, dla których jesteśmy jedyną sensowną propozycją – tymi, którzy są zbyt krytyczni, przejrzyści i niezależni, by poczuć się jak w domu w jakimś hierarchicznym i teistycznym systemie. Po prostu oferujemy ludziom miejsce, w którym mogą się rozwijać i uczyć.

Skąd wiemy, co będzie najlepsze dla wszystkich istot na dłuższą metę? Możemy już teraz starać się pomagać innym, ale nie jesteśmy jeszcze oświeceni.

Odpowiedź Lamy Ole:

Rzeczywiście czasami niełatwo jest zobaczyć, co daje nam szczęście, a co nas od niego oddala. Skorzystałbym więc ze starej ludowej mądrości: traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być przez nich traktowany. Zacząłbym od tego, co jest oczywiste, od tego, co ludzie lubią. Bądź dla nich miły i staraj się ich nie ranić.

Są trzy różne poziomy pomagania innym. Na pierwszym częstujemy ich jedzeniem lub witaminami, a nie wódką, jeżeli jadą samochodem do domu. Robimy to, co przed naszym nosem, dajemy ludziom rzeczy materialne, które pomogą im na krótką metę. Jako dobrzy buddyści powinniśmy patrzeć daleko w przyszłość i dostrzegać poważne problemy, na przykład przeludnienie panujące na świecie. Spróbujmy znaleźć przyczynę najgorszych trudności i starajmy się ją usunąć. 

W Rwandzie lub Bośni na przykład zdecydowanie mieszka zbyt dużo ludzi na zbyt małej przestrzeni. Ponieważ źle się nawzajem traktują, to nie mają dostępu do podstawowej edukacji, a ich standard życia jest bardzo niski. Patrzymy daleko w przyszłość i mówimy: „Prezerwatywy zamiast armat dla Afryki!”. Rozmawiamy z przyjaciółmi i być może któryś z nich zna jakiegoś wpływowego polityka, który w tym czy innym parlamencie mógłby powiedzieć: „Musimy upewnić się, że nie zaleje nas fala uciekinierów z ciepłych krajów, sprawiając, że wszyscy zbiedniejemy. Jeśli natomiast uda nam się ograniczyć przyrost naturalny w najbiedniejszych krajach, wszystkim będzie się żyło lepiej”. W ten sposób możemy wpływać na różne sytuacje,  zwracając na nie uwagę społeczeństwa. Nie interweniowałbym jednak w sprawach, na które nie mamy bezpośredniego wpływu. 

Na drugim poziomie możemy odpowiadać na bardziej uniwersalne potrzeby innych. Za pomocą edukacji możemy uczyć ich kierowania własnym życiem i czynić samodzielnymi. To jednak też także pomaga wszystkim tylko do momentu śmierci. Bogaty człowiek być może zostanie zawieziony na cmentarz większym karawanem albo zostawi po sobie większe długi, lecz w końcu i tak trafi do grobu. 

Na trzecim poziomie najlepszym prezentem, jaki możemy komuś podarować, jest kontakt z naukami Buddy – uświadomienie komuś, że jego umysł posiada potencjał oświecenia. Wszystko, co sprawia, że ludzie stają się niezależni, jest dobre; złe jest natomiast zawsze to, co ich uzależnia i ogranicza. Za każdym razem, gdy pomagamy ludziom rozwijać większą pewność siebie i zaufanie do własnych możliwości, wyniknie z tego coś dobrego. Właśnie to robi Budda. Nie oznajmia tylko: „Od jutra wszyscy zarabiają o 10 procent więcej!”, lecz prowadzi nas do poziomu, na którym uwalniamy się od chciwości, skąpstwa i zazdrości. 

Powinniśmy pokazywać innym ponadczasową przestrzeń ich umysłów – to, co znajduje się pomiędzy myślami i co wie, doświadcza i odczuwa. Jeśli możemy dać ludziom dostęp do nieograniczonej przestrzeni ich umysłu, zawsze będzie to pomocne. W ten sposób działamy bardzo praktycznie, krok po kroku. Uczymy się poprzez praktykę. Jeśli robimy zawsze to, co w naszej mocy, dla dobra wszystkich, wówczas rzadko będziemy popełniać błędy. 

Czy można ciagle tylko działać dla pożytku innych? Czy nie powinniśmy też czasem pomyśleć o sobie?

Odpowiedź Lamy Ole:

Taki sposób myślenia wynika z pewnego niezrozumienia. Jeśli działamy dla pożytku innych, w tym samym zakresie oni będą też robić coś dla nas. Oczywiście trzeba działać inteligentnie, a nie dawać na przykład pieniądze ludziom, którzy na kimś żerują, czy też szansę na utrudnianie komuś życia tym, którzy są trudni. Jeśli ktoś zawsze „wisi nam u szyi”, to nie można dać się wykorzystywać – to nie pomoże nikomu. Najlepsza jest zawsze radosna wymiana z otoczeniem, w ramach której każdy daje to, co ma i otrzymuje to, czego naprawdę potrzebuje.

Im więcej dajemy na ludzkim poziomie, tym więcej dostajemy. Umysł jest jak studnia. Jeżeli ciagle czerpiemy z niej wodę, to zawsze jest ona świeża. Ale gdy przestaniemy pobierać wodę, to w pewnym momencie w studni znajdziemy pięć martwych żab i woda nie będzie nadawała się do picia. 

Nie poświęcałbym wiele uwagi samemu sobie. Kiedy myślimy o sobie, pojawiają się kłopoty, a gdy myślimy o innych, to mamy nagle dużo ważnych rzeczy do zrobienia. Nie psułbym tego jakimś „ja”, lecz starał się zobaczyć, co jest najbardziej pożyteczne. Czasem bardziej pomocne może być zrobienie czegoś dla siebie, a czasem dla innych. Możemy ćwiczyć pompki, żeby wzmocnić mięśnie i dzięki temu wnieść komuś potem pianino po schodach. Kiedy bez licznych koncepcji robimy po prostu to, co jest w danej chwili użyteczne i zawsze mamy poczucie „my”, zamiast „ja”, wtedy wszystko ma większy wymiar. 

W ten sposób przekonacie się też, że wszyscy jesteśmy od siebie nawzajem zależni – że warunkujemy się wzajemnie. Jeśli zaczniemy działać z nastawieniem, że robimy coś dla siebie, być może będziemy musieli włożyć potem wiele wysiłku w zrozumienie tego, że w gruncie rzeczy chodzi o „nas”. Jeżeli natomiast bez rozróżniania na „siebie” i „innych” będziemy po prostu robić to, co jest do zrobienia, wszystko stanie się prezentem – pojawią się pola mocy i ważne związki, możliwości skondensują się z przestrzeni i zawsze będziemy się czuć we wszystkim jak w domu. Najważniejsze jest zawsze spoczywanie we własnym centrum, zaufanie do samego siebie – to z tego biorą się nadmiar i moc, których potrzebujemy do skutecznego działania. 

Jeżeli zawsze działamy bezinteresownie, to czy nie ryzykujemy bycia pomijanym lub wykorzystywanym?

Odpowiedź Lamy Ole:

Niektórzy myślą, że działanie bezinteresowne oznacza negowanie własnych właściwości i wspieranie innych swoim kosztem. Z powodu chrześcijańskiego wychowania możemy mieć nawyk do myślenia „albo-albo” – do pomniejszania wartości jednej rzeczy, żeby nadać ją innej. To jednak nie jest potrzebne. Jeśli sądzimy, że w danej sytuacji nasze działanie będzie najlepsze, to bezinteresowność może oznaczać wysunięcie się przed szereg do przodu. To oznacza, że w każdej sytuacji naszym celem powinno być to, co przyniesie największy pożytek największej liczbie ludzi.

Najbardziej bezinteresowną rzeczą, jaką możemy zrobić jest, nie traktowanie poważnie jazd innych osób. Nie wkładajcie w nie energii, nie grajcie w to. Patrzcie na te zachowania tak, jak patrzy się na jakieś dziwne zwierzęta, na króliki z rogami, jak mówią Tybetańczycy – coś co nie istnieje. Zamiast tego zaproponujcie to działanie, które jest rzeczywiście najlepsze w danej sytuacji. 

Dlaczego czasem nie spotykamy się z pozytywną reakcją ludzi, nawet gdy chcemy zrobić dla nich coś pożytecznego?

Odpowiedź Lamy Ole:

Zawsze myślę wtedy, że karma tych ludzi nie była dość dobra i z radością przechodzę do następnej pracy do wykonania. Jeżeli zawsze robimy to, co w naszej mocy, to reszta jest karmą innych osób.

Każdy ma swoją karmę. Możemy pomóc innym tylko wtedy, kiedy spotykają się pierścień i hak – jeśli pojawia się otwartość. Jeżeli nie ma to miejsca, trzeba po prostu dzielić się z nimi pozytywną energią i w pewnym momencie, gdy zapomną o myśleniu o sobie, ona do nich dotrze.

Zależy to również naturalnie od tego, na ile zręcznie prezentujemy różne rzeczy. Są ludzie, którzy potrafiliby sprzedać bieliznę termiczną na Saharze i tacy, którym nie udałoby się to nawet na Grenlandii. Jeśli nie uda nam się do kogoś dotrzeć, to spróbujmy czegoś się z tego nauczyć. Być może później pojawi się sytuacja, w której lepiej sobie z czymś poradzimy.

Kiedy rozmawiam z ludźmi, którzy mają błędne poglądy, szybko robię się arogancki. A gdy oni to zauważają, to tym bardziej nie przyjmują tego, co mówię. Czy lepiej byłoby w ogóle się nie odzywać?

Odpowiedź Lamy Ole:

Wszystko się kiedyś kończy. Na początku spróbuj zrozumieć, że wszyscy są buddami i że tak naprawdę fantastyczne jest już samo to, że w ogóle potrafią myśleć i że możemy się z nimi czymś podzielić – zacznij od tego poziomu i opierając się na nim idź dalej.

Powinniśmy koncentrować się na czymś pięknym w drugiej osobie. Jeżeli ktoś ma dziwną twarz, to może ma ładne ręce, krawat albo jeździ dobrym samochodem, czy też spotyka się z inspirującą dziewczyną. Znajdźcie w drugim człowieku coś, co was interesuje – to sprawi, że ta druga osoba się rozluźni i stanie się to podstawą całego spotkania. Następnie, w oparciu o to odczucie bogactwa pogłębiajcie tę więź, aż naprawdę będziecie mogli podzielić się z innymi czymś istotnym.  

Jednocześnie powinniśmy też rozumieć, że jeśli coś nam w innych przeszkadza, jeżeli dostrzegamy ich arogancję lub dumę, to przyczyną jest to, że sami mamy te wady. Powinniśmy być tego świadomi, bo łatwo można o tym zapomnieć. Świat jest dla nas tylko zwierciadłem. Mamy problem z tymi zewnętrznymi rzeczami, których nie oczyściliśmy jeszcze we własnym umyśle. Nie oznacza to jednak, że nie należy rozmawiać z innymi, dopóki sami nie będziemy oświeceni. Uczymy się poprzez działanie!

Jeśli mamy z kimś problem do wyjaśnienia, trzeba zaczynać rozmowę na ten temat od poziomu, na którym się zgadzamy. Mówimy wtedy na przykład bardzo rzeczowo: „Hej, słyszałem, że wczoraj powiedziałeś coś takiego. Naprawdę jesteś tego zdania? Ja myślę o tym tak i tak…”. Zacznijcie od tego poziomu nadmiaru i wtedy reszta pójdzie dobrze. Kiedy naprawdę lubimy ludzi to przyjmą od nas wszystko! Wyczują to. 

Jesteś młodym bodhisattwą, więc to tylko kwestia czasu, kiedy ten sztywny styl zniknie i będziesz mógł całkowicie podążać za swoim sercem. I nie utracisz po drodze mądrości – nie staniesz się nudny lub nieprzejrzysty. Zachowasz jasność, a jednocześnie będziesz umiał koncentrować się na tym, czego potrzebujesz sam i czego potrzebują od ciebie inni. 

Jak reagować, gdy ktoś nas prowokuje?

Odpowiedź Lamy Ole:

Oznaką siły jest życzliwość. Małe psy muszą szczekać, a dużym jest to niepotrzebne – wszyscy wiedzą, że są silne. Tak samo jest z nami. Praktyka Strażnika pomaga nam nabrać mocy i wtedy w ważnych sytuacjach możemy pozostać życzliwi i zrównoważeni. O to właśnie chodzi. 

Tak możemy rozpoznać własny rozwój. Jak dużo mamy przestrzeni? Jak postrzegamy to, co robią inni? Zamiast czuć się atakowanym myślimy po prostu: „Dlaczego tak postępują? Czemu podskakują, przewracają oczyma i wydają śmieszne odgłosy? Po co to wszystko?”.

To, co wam tutaj mówię, niesie ze sobą wielką odpowiedzialność. To jest też częścią Obietnicy Bodhisattwy. Najszybszą ścieżką rozwoju jest zachowywanie się zawsze tak szlachetnie, na ile to możliwe. Spróbuj postępować jak bodhisattwa, nawet gdy nie potrafisz powstrzymać nawyków swojej mowy i często mówisz coś, czego nie powinieneś, znajdujesz się mimowolnie w niechcianych sytuacjach, albo z powodu braku kontroli nad ciałem robisz rzeczy, które doprowadzają innych do szału.

Jednakże nawet w takich sytuacjach przynajmniej spróbuj zobaczyć, że wydarza się to pomiędzy buddami. Możemy się uśmiechnąć, zażartować z tego, że zrobiliśmy z czegoś taki dramat, żeby nie stało się to zbyt poważne i ciężkie, żeby to trochę otworzyć. Spróbuj patrzeć na tego typu sytuacje z możliwie jak najwyższego poziomu. Po prostu postanów, że jesteś przez cały czas otoczony buddami – że to, co się dzieje, ma sens, a cała sytuacja rozwija się w dobry sposób. 

To stanowi esencję wszystkiego, o czym tutaj mówię. Nasze przeszkadzające uczucia i głupie nawyki są silne, ale są również toporne i nieruchawe. Dlatego możemy je otaczać coraz większą przestrzenią, żeby uniknąć ataków emocji lub dać im po prostu przepłynąć – jest bardzo wiele możliwości. Zacznij od mantry, żeby przeszkadzające uczucia ześlizgiwały się z niej jak z warstwy oleju; nagle powiedz wewnętrznie „pej!” i skoncentruj się na czymś innym. Istnieje wiele sposobów, by zablokować lub pozbyć się tego emocjonalnego nadbagażu.

Te nasze „jazdy” są snem, starymi nawykami, których nie należy brać poważnie – postrzeganie ich w ten sposób stanowi jeden z aspektów naszej praktyki Diamentowej Drogi. Problemy są w 90 procentach raczej głupie, ale to część procesu naszego rozwoju.

Być może problemy innych ludzi wydają nam się czasami nieistotne, ponieważ medytowaliśmy w tym albo poprzednim życiu więcej niż oni; jednak dla nich są one bardzo prawdziwe. Należy więc brać to pod uwagę i pomagać im uporać się z tym, najlepiej jak potrafimy. W życiu biznesowym nie zawsze trzeba się zajmować się problemami innych, ale w związkach z ludźmi i w praktyce buddyjskiej jest inaczej.

Oczywiście, gdy ktoś po prostu chce stwarzać problemy, to wyślijmy go gdzieś daleko, albo sami tam wyjedźmy. Jeżeli jednak ma poważne trudności, musimy mu pomóc w pozbyciu się ich, zamiast uważać się za lepszych od nich.

Jak dostrzec piękno w byciu matką? Mam dziecko i nie wysypiam się od ośmiu miesięcy. Jestem wyczerpana, a dziecko często choruje. Chcę dać mu miłość, ale jestem tak zmęczona, że boję się, iż padnę z wyczerpania.

Odpowiedź Lamy Ole:

Ja też zawsze działam na granicy swoich możliwości. Często przyjeżdżam do jakiegoś miejsca, spotykam wszystkich przyjaciół i chętnie z nimi rozmawiam. Jednak wiem, że jeśli najpierw nie położę się na godzinę, to później wygłoszę bardzo nudny wykład, ponieważ będę się powtarzał z powodu zmęczenia.

Można też wykorzystać ból jako źródło energii. Kilka razy przetrwałem wykład pomimo bólu, ponieważ użyłem go jako siły napędowej. Pamiętam, że kiedyś bardzo przedłużyłem wykład, bo policjnci stali na zewnątrz i chcieli ze mną porozmawiać o samochodzie, którym przyjechałem. A ponieważ nie chcieli przerywać wykładu, przedłużałem go coraz bardziej, aż sobie poszli. Byłem tak zmęczony, że ledwo mogłem utrzymać otwarte oczy. Miałem akurat za ciasne buty i ten ból pozwolił mi to wytrzymać.

Aktor Laurence Olivier poradził kiedyś komuś, żeby włożył sobie kamień do buta, gdy chce się czegoś nauczyć. Ten bolesny ucisk był dla niego punktem odniesienia, z którego mógł czerpać siłę. Jeśli bolą cię oczy, bądź tego świadomy i czerp z nich energię bólu. Jeśli bolą cię plecy, bądź tego świadomy i używaj tego bólu jako źródła energii.

W twoim przypadku najlepiej byłoby, gdybyś wykorzystała swoją matczyną miłość jako źródło siły. Właśnie to robią w tej chwili dwa miliardy matek na całym świecie. Spróbujcie czerpać siłę z miłości i doświadczenia macierzyństwa.

Znajdź to, co jest najsilniejsze i czerp energię właśnie z tego. Jakiekolwiek myśli się pojawią, wykorzystaj je. Wzbogacaj się własnymi doświadczeniami. Startuj z pozycji bogatej perspektywy, a nie ubogiej. Sami tworzymy własne życie; sami wybieramy, co się stanie. Wybierz drogę identyfikacji – jest najszybsza i najbardziej bezpośrednia.

Na poziomie zewnętrznym unikaj wszystkiego, co może prowadzić do ciężkich słów i doświadczeń. Nie angażuj się w wojny ani duże problemy, na przykład nigdy nie pożyczaj od nikogo dużych sum pieniędzy. Kolejny krok to poziom wewnętrzny – tu chodzi o rozwijanie współczucia i mądrości. Współczucie to dbanie o innych na tyle, że nie ma się już czasu dla siebie – to odczuwanie tego, jak bardzo wszyscy chcą być szczęśliwi. Mądrość oznacza, że nie traktujemy już sytuacji osobiście – wiemy, że trudności i problemy przydarzają się każdemu.

Na najwyższym poziomie utożsamiamy się bezpośrednio z Buddami. Wszystkie nasze medytacje działają dokładnie w ten sam sposób. Po dwudziestominutowej medytacji wszystko się zmienia. Wychodząc z medytacji wchodzimy do czystego świata: każdy jest Buddą, niezależnie od tego, czy o tym wie, czy nie. Wszystko jest z natury czyste, pełne wartości i możliwości. Ważne jest doświadczanie wszystkiego z poziomu nadmiaru. A to oznacza nie tylko medytację, ale także zachowywanie się jak Budda, najlepiej jak nas na to stać. Po medytacji nasz partner wciąż ma kilka kilo nadwagi, pies nadal szczeka, dzieci są niesforne, a szef wciąż jest nie do zniesienia, ale tego wszystkiego doświadczamy już w inny sposób. Przy wychodzeniu z medytacji ważne jest doświadczanie czystego poziomu.

Co zrobić, gdy znajdziemy się wśród ludzi, którzy chcą, abyśmy byli mali i zależni?

Odpowiedź Lamy Ole:

Jeżeli inni chcą, żebyś był mały i zależny, rozwijaj moc. Zadbaj o mięśnie, naucz się sztuk walki lub uwiedź tych ludzi. Skonfrontuj ich z faktem, że nie jesteś już taki mały, nawet jeżeli im się to nie spodoba, ponieważ większość ludzi ma ustalone wyobrażenia o tym, jacy powinni być inni. Bądź wytrwały, nie reaguj na to i żyj tak, jak chcesz. W ten sposób relacja może z czasem wyrównać się do równego poziomu i będziesz mógł dzielić się swoimi pomysłami. Nie daj się uwięzić. Jeżeli nic się nie zmieni, po prostu rób swoje.

Po czym możemy rozpoznać, jaki typ osobowości ktoś reprezentuje?

Odpowiedź Lamy Ole:

Najpierw spójrz na język ciała. Jeśli ktoś odsuwa się od ciebie i sprawia wrażenie, że nie chce cię słuchać, prawdopodobnie jest typem gniewnym i lepiej jest zachować wobec niego pewien dystans. Jeśli podchodzi blisko i zawsze chce wszystkiego więcej, jest typem pożądania i można śmiało wejść z nim w kontakt. A jeśli rozgląda się wokół i nie wie co się dzieje, reprezentuje typ pomieszania.

Widać to również na ulicy. Niektórzy prawie rozbijają sobie głowę o witrynę sklepu, tak bardzo wszystkiego pragną. Są tacy, którzy o mało nie wpadają pod samochód, chcąc uciec od innych, tak bardzo chcą mieć do wszystkiego dystans. W końcu są tacy, którzy chodzą zygzakiem, bo nie wiedzą, dokąd chcą iść. Również ubiór ludzi może nam wiele powiedzieć – czy jest dopasowany do sylwetki i odsłania trochę ciała, czy też jest nieco sztywny albo nieporządny.

Sam jestem najlepszym przykładem typu pożądania. Właściwie nie potrafię przywołać w pamięci tego, czego nie lubię; zawsze podoba mi się wszystko, co widzę. Zupełnie inaczej funkcjonują osoby gniewne; zawsze znajdują coś, co im się nie podoba i utrzymują do wszystkiego większy dystans. Wreszcie istnieje typ „filozoficzny” – tacy ludzie mają tyle pomysłów, że tak naprawdę nie wiedzą, o co im chodzi.

Należy po prostu podchodzić do innych w zgodzie z ich skłonnościami. Dharma jest dobra dla każdego. Drogi do celu są różne, ale u celu wszyscy dzielimy ze sobą to samo doświadczenie. Utrzymując takie pozytywne nastawienie, przymykamy oko na dzielące nas różnice i próbujemy wykorzystać to, co w danej chwili jest dla wszystkich najlepsze.

Co zrobić, jeśli często spotykam się z ludźmi, do których nie pasuję lub których towarzystwa tak naprawdę nie lubię?

Odpowiedź Lamy Ole:

Życz im wszystkiego najlepszego, wyjdź i zajmij się tym, co cię interesuje. Zbuduj własne pole mocy gdzie indziej. Ludzie emanują pewnymi energiami; niektóre pasują do siebie nawzajem, a inne nie. Jeśli innym przeszkadza to, co robisz, rozstań się z nimi w sposób ponadosobisty. Możesz to zrobić, ponieważ wiesz, że oni także chcą osiągnąć szczęście i uniknąć cierpienia.

Niech twoje zachowanie pasuje do sytuacji. Jeśli uważasz, że ktoś źle cię traktuje, możesz dać mu nauczkę. Musisz umieć stanąć w obronie samego siebie. Jednak twoja reakcja powinna być odpowiednia do sytuacji. Dlatego proszę, nie staraj się rozłupać orzecha młotem kowalskim.

Jeśli ktoś nieustannie sprawia mi kłopoty, jak mogę wyjaśnić tę sytuację, żebyśmy oboje nie wpadli w gniew?

Odpowiedź Lamy Ole:

Najlepiej jest powiedzieć uczciwie i przyjaźnie, co się myśli. Po prostu powiedz tej osobie, bez złości, że nie lubisz pewnych rzeczy, że są dla ciebie nieprzyjemne i że chciałbyś, aby to zachowanie ustało. Jeśli ten ktoś nie reaguje nawet na powtarzające się prośby, wprowadź pewien dystans. Wyjaśnij warunki, na jakich moglibyście twoim zdaniem funkcjonować razem, a jeśli to nie zadziała, wyprowadź się lub wyrzuć tę osobę, jeśli to konieczne.